19 Liryth, 654 rok drugiej ery.
Atraviel powoli wybudzał się ze snu.
Nie pamiętał kiedy ostatnio zdarzyło mu się coś takiego. Taka leniwa pobudka bez musu szybkiego wyrwania się ze sny i wypatrywania ewentualnych zagrożeń. Strach i czujność od chwili otwarcia oczu. Było mu teraz tak ciepło i przyjemnie. Ból zelżał znacznie i niemal już nie przeszkadzał, słabość też zaczęła z wolna odpuszczać choć w jej miejsce pojawiło się słodkie rozleniwienie. Chłopak czuł się też dziwnie bezpiecznie i spokojnie. Wreszcie... Przynajmniej do chwili kiedy jego dłoń przejechała po długim, szorstkim nieco, za to bardzo ciepłym futrze. Owa futrzana poducha była dość twardawa i... pachniała średnio ładnie, w gruncie rzeczy trąciła zmokniętym psem, ale przyjemne, promieniujące z niej ciepło rekompensowało wszystko, łącznie z dyszeniem.
Dyszeniem?!
At ostrożnie otworzył oczy, bojąc się gwałtownie poruszyć i... pożałował, że wzrok mu już wrócił. Blondyn spojrzał bowiem w żółte ślepia, wpatrujące się w niego z zaciekawieniem. Brak wyraźnej agresji ze strony zwierzęcia może i uspokoiłby chłopaka gdyby nie niedawne, mało przyjemne doświadczenia z psowatymi i sporych rozmiarów kły znajdujące się ledwie milimetr od jego twarzy.
Bardzo powoli, wciąż bacząc na każdy ruch nie tylko swój, ale i ogromnego wilka, odsunął się od niego, by równie wolno wstać. Odetchnął nieco kiedy dzieliła go od basiora już spora odległość, choć fakt, że opierał się o ścianę, a wilk znajdował się teraz między nim, a wyjściem nie był zbyt pocieszający.
Chłopak odwrócił wzrok od zwierzęcia dopiero wtedy, gdy drzwi otworzyły się i stanął w nich druid.
- Nive - westchnął jasnowłosy z ulgą jakiej sam po sobie się nie spodziewał, wierząc, że czarnowłosy mężczyzna ma nieco większe pojęcie odnośnie tego co się działo. Nie mylił się. Druid zamruczał coś, czego chłopak nie zrozumiał, a wilk wstał, przeciągnął się niespiesznie i wyszedł, najwyraźniej nie przejmując się wcale tym co się działo.
Dopiero teraz Atraviel zdołał się rozluźnić i przy okazji przyjrzeć swojemu wybawcy. Szczerze czego innego się spodziewał. Czego dokładnie? Cóż... człowieka przypominającego bardziej skrzyżowanie niedźwiedzia z czymś... innym, ale równie zwierzęcym, szczególnie biorąc pod uwagę siłę i posturę mężczyzny, a do tego znajomość tego prastarego lasu i "przyjaźń" z wilczyskiem. Ktoś taki musiał w końcu przypominać bardziej zwierze niż istotę ludzką, prawda?
Mężczyzna spiął się wyraźnie, czując na sobie uważne spojrzenie młodzieńca. Czuł się z tym niezręcznie, nie wiedział co mogłoby za tym stać, nie wiedział o czym ten mógł myśleć. Nadal miał go za łowcę niewolników i szukał jakichkolwiek oznak na jego ciele czy ubraniu? Prychnął z kpiną, przyjmując tę odpowiedź za pewnik.
Zdjął z łóżka jedną ze skór i podszedł do Atraviela, który wciąż uparcie mu się przyglądał. Zarzucił materiał na jego ramiona, opatulając go szczelnie. Nie po to wraz z Ilsalem na zmianę go ogrzewali, by teraz ten wyziębił się przez swoją nadmierną podejrzliwość.
- Dlaczego tak mi się przyglądasz? - zapytał, nie będąc w stanie znieść dłużej tego uporczywego spojrzenia. Przez to wszystkie jego gesty były bardziej niezgrabne, nigdy nie lubił jak ktoś tak uważnie śledził jego ruchy. W końcu był samotnikiem.
- Odrobinę inaczej sobie ciebie wyobrażałem.
Nívë uniósł ciemną brew zaskoczony.
- Jak inaczej? - wyrwało mu się, nim zdążył dokładnie przemyśleć to co usłyszał. Jak niby inaczej mógł go sobie wyobrażać? Zerknął w dół na swoje duże dłonie, których skóra była szorstka i gruba. Dotknął palcami twarzy, wyczuwając pod opuszkami zgrubienie, będące pewnym oznaczeniem rasy, z której pochodził. Były to grube kreski, nie mające żadnego konkretnego wzoru. Miejscami przecinały miejsca na jego ciele, krzyżowały się, przypominały pnącza w kolorze ciemniejszym niż naturalna, brązowa barwa jego skóry. Jego ciało było masywne, mocne, skóra opinała się na jego mięśniach, sprawiając wrażenie, jak gdyby miała zaraz pęknąć. Jednak była twarda, a jednocześnie elastyczna i, w przeciwieństwie do skóry na dłoniach, niezniszczona. Pokryta wprawdzie licznymi drobnymi bliznami, ale nierzucającymi się w oczy w takim stopniu, jak jego znamiona.
- Bardziej... Zwierzęco. Jak niedźwiedź - wydukał Atraviel, zakłopotany nieco.
Druid roześmiał się głośno, słysząc odpowiedź młodzieńca. Zwykle słyszał wiele określeń na swój temat, jednak jeszcze nikt nigdy nie porównał go do niedźwiedzia.
- Jestem druidem, płynie we mnie krew driady - wyjaśnił, zbliżając się do chłopaka bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Ujął palcami podbródek jasnowłosego, obracał jego głowę lekko na boki, raz przyglądając się uważnie jego prawemu profilowi, raz lewemu. Pomyślał, że po przebudzeniu może ujawnią się jakieś znaki. Gdy będzie przyjemnie rozleniwiony, zapomni o kontrolowaniu własnego ciała. Nic takiego jednak nie nastąpiło. - Widać po mnie, że człowiekiem nie jestem. Niekiedy faktura mojej skóry przypomina bardziej korę drzewa, niż ludzką skórę. Jednak nie ma we mnie nic zwierzęcego - uśmiechnął się krzywo. - Za to ty... jesteś niezwykle interesującym okazem. Czym jesteś?
Musiał sam przed sobą przyznać, że chłopak go intrygował. Swoim zachowaniem, słowami, wyglądem. Nie spotkał jeszcze w swoim życiu równie upartej, a zarazem rozkosznej istoty, co młody Atraviel. Nie był w stanie go przejrzeć, odkryć jego myśli, dowiedzieć się o jego prawdziwej nautrze. Nie ważne jak długo go obserwował, zawsze pozostawała pewna niewiadoma, tajemnica ukryta za delikatną nieprzeniknioną mgiełką. To sprawiało, że Nívë był więcej niż tylko zafascynowany chłopakiem. Nie miałby nic przeciwko, gdyby ten postanowił zabawić u niego trochę dłużej niż potrwa sam okres pełnego powrotu do zdrowia.
- Nie zwierzątkiem do podziwiania - burknął chłopak, odtrącając dłoń druida, sam jednak zastanawiał się dlaczego pozwolił mężczyźnie zbliżyć się aż tak, dlaczego nie odsunął się wcześniej. Osoba druida dziwnie go krępowała i nie chodziło tu tylko o to, że chwilę wcześniej stał przed nim całkiem nagi. W końcu At miał pełną świadomość tego, że to mężczyzna zdjął z niego ubrania, oglądał i opatrywał jego ciało. Poza tym, w świetle ostatnich wydarzeń i mętliku jaki niewątpliwie rozpętał się w głowie chłopaka, coś tak prozaicznego jak ubranie traciło zdecydowanie na znaczeniu. Intrygowała go za to postawa czarnowłosego. Mógł oczywiście się mylić, ale czuł, że... tego zwalistego mężczyznę jego los obchodzi.
- Niezbyt często wychodzisz z tego lasu, co? - spytał Atraviel ociągając się z odpowiedzią. Nie przepadał za mówieniem o sobie. Przeważnie było to dla niego równoznaczne z wyrokiem... Ku swemu niezadowoleniu jednak wiedział, że coś się druidowi należało. Choćby odrobina szczerości... prawdy o nim. Blondynowi pozostała nadzieja, że jego gospodarz nie zmieni zdania co do ceny za jego skórę. - Też nie jestem do końca człowiekiem. - Usiadł i szczelniej okrył się skórą, bo zrobiło mu się na powrót chłodno. - Moja mama jest pół elfem... a ojciec... Quaarianinem... Jest, był. Nie mam pojęcia czy żyje.
- To tłumaczy dlaczego twoja magia nie jest mi zbyt znajoma - stwierdził Nive. - Nie wiem tylko dlaczego jacyś ludzie mogliby chcieć cię złapać... Sprzedać.
Atraviel spojrzał na swojego rozmówcę jak na kogoś, kto o jeden raz za dużo wskoczył do rzeki... wysychającej... na główkę... Całe, calutkie życie uczono go o tym, że każdy wie o łowcach niewolników, Mędrcach, Yrs... i całej reszcie, która nie wróżyła mu spokojnej przyszłości z samego faktu jego urodzenia. I niestety, ku jego szczerej rozpaczy okazywało się to prawdą. Jego blond włosy, błękitne oczy i zdolności magiczne były piętnem, które zdradzało go i zmuszało do krycia się i ucieczki. A tu proszę. Trafił na jedyną chyba osobę całkowicie tego nieświadomą. To okazało się prawdziwym uśmiechem losu.
- Jeżeli wiesz cokolwiek o ludziach to musisz wiedzieć, że chcą całkowicie przejąć ten świat... i dobrze im to idzie. Niestety sporo rzeczy jest dla nich niedostępne - wyjaśniał At, wpatrując się we własne, zaciśnięte na futrzanym okryciu dłonie. - Jak choćby sama magia w sporym stopniu, a skoro magia to i wiedza o niej, lub ta magicznie zapieczętowana. Do tego ludzie potrzebują tych, którzy te wiedzę spisali... Quaarian. Yrs kiedyś było stolicą ich królestwa, teraz Mędrcy są tam niewolnikami. Okaleczeni, złamani... potrzebni tylko po to, by starać się uczyć ludzi czegoś, czego i tak pojąć nie potrafią. Quaarian i mieszańców po nich, jak ja, łapie się, sprzedaje ze względu na ich zdolności. Tych, których złamać się nie da zwyczajnie się zabija, żeby nie narobili kłopotów - skrzywił się mimowolnie mówiąc to. - Jest nas mało... więc i cena za nas jest dość wygórowana... Teraz już wiesz dlaczego uciekam i dlaczego nie mam w zwyczaju nikomu ufać.
- O ludziach nie wiem zbyt wiele - przyznał druid, nie czując się tym nawet zażenowany. Posiadał sporą wiedzę, jednak w zupełnie innym zakresie. Znanie istot, które praktycznie w ogóle nie witały w progach Puszczy, było niepotrzebnym zapełnianiem pamięci. Nívë zerknął na jasnowłosego, który drżał ledwo zauważalnie. Nie zastanawiał się czy spowodowane było to zimnem, czy emocjami, które rozpętały burzę w umyśle chłopaka. Nie miało to akurat największego znaczenia. Objął go niegrabnie, kładąc duże dłonie na plecach chłopaka i przyciągnął jak najbliżej siebie, próbując ogrzać go własnym ciałem. Zupełnie tak jak to robił wieczorami, gdy Ilsal musiał wyjść zapolować. Zignorował nagłe napięcie mięśni młodzieńca, zwalając winę na zaskoczenie. Mógł go poinformować o swoich zamiarach, by ten nie czuł się w żaden sposób zagrożony. - Praktycznie nie opusczam tego miejsca. Opiekuję się nim, pilnuję go. Dlatego jeżeli wiem o nich cokolwiek, to tylko tyle, że są głośni i niezwykle szpetni. Przychodzą tutaj, próbując polować na driady. Szukają cennych zdobyczy, na których mogliby zarobić. Jednak istoty bronią tego miejsca, nie pozwalają im się zbliżać. Pewnie poczułeś, że magia w tym lesie jest wyjątkowo silna, dzika i nieprzewidywalna - mówił cicho, gładząc rozgrzewająco ciało rannego. Nawet nie zarejestrował, że robi coś takiego, było to naturalnym odruchem jego ciała, którego nie był w stanie świadomie zarejestrować. Skupił się na słowach, na myśli, którą chciał przekazać Atravielowi.
Dostrzegł, że At krępował się przy nim. Zapewne nie lubił dużo mówić, o sprawach, które go tyczyły. Druid go rozumiał, w końcu sam nie przepadał za mówieniem o sobie. Nie przepadał za mówieniem w ogóle. Jednak chciał dodać pewności siebie jasnowłosemu, by przestał traktować druida jak wroga, kogoś kto może, a nawet pragnie go skrzywdzić.
Uważnie obserwował twarz chłopaka, szukając na niej jakichkolwiek oznak tego, że mógłby mu sprawić ból. Niechcacy dotknąć rany, ucisnąć obolałe miejsce. Kontakty z istotami, zwłaszcza w sferach fizycznych, stanowiły dla niego nielada problem. Zdawał sobie sprawę ze swojej siły, z postury, która mogła przytłaczać. Matka bardzo często powtarzała, że został stworzony, by walczyć za słuszną sprawę. Choć jeszcze nigdy nie miał ku temu okazji. Za to, paradoksalnie, wykorzystywał swoje gabaryty by leczyć i troszczyć się o inne istoty, a nie miażdżyć i krzywdzić.
Poprowadził Atraviela w kierunku łóżka i usadził go na nim. Sam podszedł do paleniska z zamiarem podgrzania wody, która przysłuży mu do sporządzenia roślinnego, uspokajającego naparu.
- Dokąd teraz zmierzasz? - zapytał, chcąc porzucić temat sprzedawania istot ludziom, by pełniły rolę ich niewolników. Nie rozumiał tego postępowania, nawet nie próbował i nie chciał tego rozumieć. Wkraczało to w pewną strefę życia na świecie, o której akurat Nive chciał wiedzieć jak najmniej. Przyglądał się uważnie chłopakowi, który sprawiał wrażenie, jakgdyby był w każdej chwili gotowy rzucić się do ucieczki, ryzykując nadwyrężeniem zdrowia, albo i życia. - Naprawdę myślisz, że będę próbował cię sprzedać? - Atraviel drgnął wyraźnie, patrząc na druida z przestrachem. Czyli trafił z podejrzeniami. Nive westchnął ciężko, masując delikatnie nasadę nosa. Zastanawiał się co mógłby na to poradzić, jednak nic rozsądnego nie przychodziło mu na myśl. - Nie porwę cię i nie zabiorę do ludzi, nie sprzedam. Nawet nie mam pojęcia co mógłbym z tym złotem zrobić. Może zauważyłeś, że złoto jest mi zbędne, do niczego się w puszczy nie przydaje. Tutaj, jeżeli chcesz coś posiadać, musisz zrobić to samemu.
Podszedł do młodzieńca i wcisnął mu czarkę z parującym ziołowym naparem. Przyjemny aromat wypełnił chatę, sprawiając, że wydawała się cieplejsza i potulniejsza niż w rzeczywistości była. Druid opadł ciężko na posłaniu obok Atraviela, przyglądając mu się wciąż z uwagą. Ciało chłopaka było napięte niczym struna, jakby to jedno pytanie wzbudziło w nim na nowo niepewność i nadmierną ostrożność.
- P-przepraszam - wydukał młodzieniec, znów próbując włożyć sobie do głowy, że druid jak dotąd nie zrobił nic, co mogłoby budzić jego nieufność, podejrzenia. Nic, co mogłoby być przyczyną jakiejkolwiek krzywdy. Wręcz przeciwnie i to było głównym powodem całego zmieszania, jakie czuł chłopak. Trudno mu było zwalczyć odruchy, które wpajano mu od małego. - Nikt mi wcześniej nie pomagał... Nikt oprócz mojej matki i siostry - wyjaśnił dalej. - A co do tego dokąd zmierzam to... wychodzi na to, że donikąd. Do domu wrócić nie mogę, a nikogo innego bliskiego nie mam, celu zresztą też już nie - westchnął ciężko, bo jego własne słowa, wypowiedzenie ich na głos, położyły się ciężarem na jego barkach.
- Więc zostań - wymsknęło się druidowi, nim zdążył przemyśleć, co mógłby właściwie powiedzieć. Westchnął ciężko, wyklinając w duchu swoje odruchy i nagłą słabość, która była całkowicie do niego niepodobna. Objął lekko młodzieńca, palcami przeczesując jasne kosmyki włosów. Kierował się swoim instynktem, reakcjami i potrzebami ciała, które nigdy wcześniej nie były mu potrzebne. Był w końcu samotnikiem, towarzystwo było mu zbędne. Więc dlaczego teraz zachowywał się, jakby chłopak w jego objęciach był najnaturalniejsza rzeczą w świecie? - Znaczy... Dopóki nie odnajdziesz swojego celu, możesz tu zostać. Nie wyrzucę cię - poprawił się po chwili, dumny z tego jak łatwo przyszło mu wybrnąć z tej sytuacji.
Zostać? Tutaj? To wydawało się dziwnie nierealne. Panujący tu spokój... brak tego, co najbardziej mu zagrażało. Atraviel sądził, że druid mimo wszystko nie jest zadowolony z obcego w Puszczy. W końcu sam przestrzegał go przed nią, wyjaśnił, że opiekuje się tym miejscem. Nawet mieszkańcy okolicznych wsi i miast opowiadali o tym jak nieprzyjazna jest ta część świata, jak sam las nie chce tu nikogo. At uciekł tu, bo nie miał innego wyjścia. Tu miał jakąkolwiek szansę na zgubienie pogoni wśród drzew. Teraz Nive oferował mu tu schronienie... Może na jakiś czas, ale jednak, tylko, że sam chłopak nie wiedział kiedy przyjdzie mu znaleźć nowy cel wędrówki.
Była jeszcze jedna ważna rzecz. Ważniejsza nawet od wyznaczania sobie teraz celu, nie pozwalająca zebrać myśli i utrzymać ich dość długo, by stworzyć mogły coś konstruktywnego. Było to dziwne ciepło przenikające ciało chłopaka. Mające źródło w dużych, obejmujących i głaszczących go dłoniach druida. Nikt oprócz matki go nie przytulał, a to było dawno, było inne. Jakaś część jego umysłu buntowała się przeciw takiej bliskości. Braku możliwości ucieczki, obrony... Z każdą chwilą jednak ta część słabła, ustępując nieznanej dotąd przyjemności. Uczuciu spokoju, ukojenia i tego delikatnego, przyjemnego strachu przed czymś nowym, ale wciąż niezwykle miłym.
- Dziękuję - wyszeptał, przymykając oczy, pozwalając sobie na chwilę błogiego spokoju.
Dwie osoby, oboje będące samotnikami, nagle spotykają się na swojej drodze i okazuje się, że jednak czują się dobrze w obecności innej osoby. Bardzo mi się podoba, że akcja nie pędzi na łeb, na szyję, tylko powoli się rozwija. Przeszkadzały mi trochę dialogi, które nie rozpoczynały się od nowej linijki, bo nie wiedziałam, czy to wtrącenie jakieś, czy nie, ale ogólne wrażenia bardzo pozytywne C:
OdpowiedzUsuń