- Miałeś mi pomóc, a nie mnie wyręczać! - Z zaciśniętego gardła Atraviela wydobył się cienki pisk aniżeli realny krzyk. Gwałtownie odsuwając się od mężczyzny, mało zgrabnie unikając wyciągniętych przez niego rąk.
- Nie ruszaj się tak gwałtownie, otworzysz ranę - poprosił Nive. Po reakcji chłopaka, zaczął posłusznie trzymać się w pewnej odległości, by nie spłoszyć go ponownie, co mogło zakończyć się zerwaniem szwów i kolejnym szyciem. Podjął decyzję, by rannego najzwyczajniej w świecie zanieść do swojej chaty, nie zmuszając go do poruszania się o własnych siłach, których posiadał tak niewiele. Widział, że ten ledwo słaniał się na nogach, próbując dzielnie utrzymać sylwetkę w pionie. Wątpił, by w takim stanie, nawet z jego drobną pomocą, zaszedł gdziekolwiek. Najpewniej padłby po kilku krokach, wyczerpany, osłabiony po utracie ogromnej ilości krwi. Musiał coś zjeść, jednak w okolicy nie było żadnych zwierząt, które druid mógłby upolować, ani owoców, które mógłby zerwać. Zresztą podejrzewał, że gdyby tylko oddalił się od chłopaka, ten wykorzystałby ten moment na ucieczkę. Znalazłby go pewnie kilka metrów dalej, omdlałego, wykrwawiającego się przez jego własną głupotę.
- Więc nie zbliżaj się do mnie! - Jasnowłosy patrzył na druida nieufnie, z dozą nienawiści, która lśniła w błękitnych oczach i dawała mu pewną siłę, która pozwalała mu walczyć i bronić się przed mężczyzną. Jak gdyby ten naprawdę chciał wyrządzić mu krzywdę. Chłopak zupełnie nie słuchał jego wyjaśnień, a raczej nie przyjmował ich do świadomości. Uparł się, że ten jest łowcą niewolników i chce go sprzedać. Nive jednak nawet nie widział w tym sensu. Nie znał się na wartości ludzkiej, gdzie wymienia się pewne przedmioty za waluty i co mógłby z taką walutą później zrobić. Przerobić na biżuterię? Zmarszczył brwi, przypatrując się sylwetce jasnowłosego, który ukucnął, trzymając się za bok.
- Znowu naruszyłeś ranę - westchnął ze zrezygnowaniem i wyciągnął dłoń w kierunku człowieka. Nie zrobił nic więcej niż ponad to, nie chcąc go speszyć, zmusić do odskoku czy całkowitej ucieczki. - Daj mi się zanieść, tak będzie szybciej i bezpieczniej. Puszcza cię nie zna, wystarczy, że zrobisz dwa kroki i będzie próbowała cię uśmiercić.
Zbliżał się do chłopaka powoli, ledwo zauważalnie i bezszelestnie, mech tłumił dźwięk przesuwających się po podłożu stóp. Wykorzystywał chwilowe zaskoczenie Atraviela, który w tym momencie opuścił swoją gardę, najpewniej zastanawiając się nad sensem zasłyszanych właśnie słów. - Diabliki, wodniki, nimfy. Tak wiele może cię tu zwieść i sprawić, że nigdy nie znajdziesz drogi powrotnej. Zaufaj mi.
Dotknął delikatnie dłonią ramienia chłopaka, co było wiadrem zimnej wody. Blondyn otrząsnął się i czując ciepły dotyk mężczyzny, odtrącił jego rękę, używając do tego całej swojej siły. Nive nie przejmował się tym, ani tym, że paznokcie wbijają się głęboko w jego skórę, raniąc ją dotkliwie. Poczuł przypływający gniew, chciał dobrze, a raz za razem jego pomoc została mieszana z błotem. Nie po to spędził nad tym dzieciakiem wiele godzin, składając go do względnej całości, nie po tak sumiennie leczył jego rany, by ten odwdzięczał mu się w ten sposób. Nie bawiąc się już w żadną delikatność, doskoczył do chłopaka i poderwał go z ziemi. Zacieśnił uścisk ramion, gdy jasnowłosy zaczął się wyrywać, uderzać go i krzyczeć, kiedy zorientował się co właśnie miało miejsce. Druid wykorzystał swoją fizyczną przewagę, oraz to, że był zdecydowanie w lepszej kondycji, by go pojmać. Gdyby nie to, inaczej nigdy taki podstęp nie zakończył się powodzeniem. Skakałby godzinami po polanie, próbując dorwać niechcianego gościa puszczy, co zapewne nigdy by się nie udało.
- Nie wysilaj się, nikt cię tu nie usłyszy - warknął. Z zaciętą miną kluczył między drzewami, starając się utrzymać człowieka, który jak na rannego, całkiem sprawnie i uparcie, próbował się uwolnić i o własnych siłach stanąć na ziemi. Nie chciał go krzywdzić bardziej niż było to konieczne, więc hamował swoją siłę, trzymając go tak, by nie naruszać żadnej rany. Jednak wiercący się chłopak, ciągle zmieniający położenie znacznie to zadanie utrudniał. Kilka razy prawie go upuścił, oznajmiając doniośle i stanowczo, że jak dla niego, to chłopak może umrzeć na miejscu. W żaden sposób go to nie obejdzie, a leśni mieszkańcy będą szczęśliwi z ludzkiego obiadu. Chciał mu przypomnieć, że to on nie chciał zostać sam, że to on chciał, by druid na niego zaczekał, by mu pomógł. Jednak chłopak był zbyt skupiony na próbach uwolnienia się z ramion mężczyzny. Ten cel całkowicie go pochłonął, odciął od wszystkich zewnętrznych bodźców, sprawiając, że zaczął bardziej przypominać zranione zwierzę niż człowieka, nieufnego, podejrzliwego, ale racjonalnego i w pełni świadomego swojego człowieczeństwa.
Nive starał się nie zwracać uwagi na zachowanie Atraviela, które zwracało uwagę mieszkańców puszczy. Driady nieśmiało wychylały głowy zza konarów drzew, przypatrując im się z rozbawieniem, a ptaki świergotały między sobą o zaistniałej sytuacji. Nive wiedział, że chłopak w jego ramionach dostarczy nowych plotek i rozbudzi umierający las na kilka dobrych dni, jeśli nie tygodni. Sam druid cieszyłby się z tego, gdyby nie działo się to jego kosztem. Był strażnikiem tego miejsca i cieszył się szacunkiem i poważaniem. Przynajmniej do czasu.
Z ulgą zauważył swoją chatę, która niewyraźnie majaczyła między drzewami, ledwo dostrzegalna dla niewprawionego oka osoby, niezamieszkującej okolicy. Czasami Nive zastanawiał się, czy faktycznie widzi swój dom, czy po prostu wyczuwa, że jest już blisko, od lat przyzwyczajony do tego miejsca, znający na pamięć każdy kamień. Pokręcił głową, odganiając natrętne myśli, które sprawiały, że znów gdzieś znikał, oddalając się od rzeczywistości.
Zerknął w dół na Atraviela, który zmęczony walką, nie przynoszącą żadnych efektów, zasnął, pozwalając by Nive niósł go dalej bez żadnych sprzeciwów. Mężczyzna puścił go jedną rękę, wkładając więcej siły w utrzymanie go, by wolną dłonią unieść płaszcz i ocenić stan jego ran. Szwy trzymały, żadna z ran się nie otworzyła, nie krwawiła, chociaż zostały poważnie naruszone. Zaczerwienienia wokół zranień były intensywniejszej barwy, z pewnością zaczęły boleć, zapewne dlatego chłopak uspokoił się, bojąc się kolejnego szycia i intensywnego bólu. Nigdy dla zdrowia nie było dobre szycie rany trzykrotnie. Zawsze niosło to za sobą wiele konsekwencji, w tym wolniejsze gojenie.
Wszedł do chaty, nie przejmując się tym, że zostawił szeroko otwarte drzwi przed wyjściem. Nie było w okolicy żadnej innej istoty, a on sam nie posiadał niczego cennego, co ktoś chciałby przywłaszczyć. Sama chata składała się z jednej izby, w której znajdował się niewielki obszar wydzielony na ognisko, rozpalany w razie chłodnych wieczorów, osłonięty kamieniem, by płomień nigdzie się nie rozprzestrzeniał. Prócz tego było jednoosobowe łóżko, przykryte zwierzęcą skórą, służącą zarówno za okrycie, jak podłoże, by nie spać na twardych deskach. Przy niewielkim oknie stał stolik, teoretycznie okrągły, koślawy, którego jedną nogę imitowała potężna kość, którą Nive kiedyś znalazł podczas jednego z wieczornych patroli. Przy stoliku stały dwa krzesła, równie koślawe co on, widać było, ze wszystkie meble druid stworzył własnoręcznie, niewyszkolony w rzemiośle, jednak tworzący je po to, by funkcjonowały. były mu potrzebne, a nie miał kogo prosić o pomoc. Ściany ozdobione były suszonymi roślinami, czy półkami zawalonymi buteleczkami i menzurkami, wypełnionymi wszelakiego rodzaju substancjami.
Druid ułożył delikatnie jasnowłosego na łóżku, zdejmując z niego ubrania, by dokładnie obejrzeć jego ciało, szukając dodatkowych zranień, wymagających leczenia. Wyjął z płóciennej torby maść na rany, którą delikatnie smarował zaczerwienienia, by zlikwidować obrzęk i przyspieszyć gojenie. Dodatkowo wykorzystał chwilę spokoju, by dokładnie się przyjrzeć osobnikowi.
Z góry zaklasyfikował go jako człowieka, jednak było wewnątrz niego coś, co nie pozwalało Nive w pełni zaakceptować tego podejrzenia. Sprawdził czy nie ma błon między palcami u dłoni i stóp, czy jego skóra nigdzie nie jest zrogowaciała, pokryta łuskami. Nie było przebarwień, wypalonych znaków runicznych, magicznych znamion. Skóra była jasna, gładka, pokryta miejscami drobnymi bliznami, charakterystycznymi dla wypadków dziecięcych. Odgarnął jasne włosy, upewniając się że małżowina uszna nie jest szpiczasta, a łagodnie zaokrąglona jak u ludzi. Przesunął dłońmi po jego szyi, nie wyczuwają żadnych zgrubień pod którymi mogły ukrywać się skrzela. Uniósł delikatnie górną wargę chłopaka, oglądając zęby - żadnych wystających kłów. Zęby wyglądały na normalne, ludzkie. Zacisnął palce na jego policzkach czym zmusił jego ciało by otworzyło usta. Nie było ostro zakończonych trzonowców, a język nie był podwójny jak u smoków czy jaszczurek. Położył palec na jego języku i nacisnął otwierając szerzej usta, nie miał także rozciętego podniebienia, jak u niektórych leśnych istot. Wszystko w tym chłopaku było jak najbardziej ludzkie, prócz jego wewnętrznej magii.
Kolejna pobudka Atraviela okazała się jeszcze gorsza niż poprzednia. Leżał na posłaniu, nad nim pochylał się ten mężczyzna, który go tu przyniósł, a przynajmniej sądził, ze to on, bo Nive wciąż był mało ostrą plamą i do tego majstrował przy jego twarzy.
Chłopak kłapnął zębami, ale ku jego niezadowoleniu nie udało mu się zacisnąć szczęk na paluchach druida. A szkoda, bardzo wielka szkoda. Tym bardziej, że kolejnym co odkrył gdy próbował usiąść, było to, że futrzane okrycie łaskotało jego nagie teraz ciało. Odruchowo podciągnął nogi pod brodę i zakrył się szczelnie, odsuwając od starszego mężczyzny na tyle, na ile było to możliwe.
Nive westchnął zrezygnowany i przewrócił oczyma. Czuł, że czeka go z tym stworzeniem ciężka przeprawa, być może wręcz droga przez mękę. Najlepszym dowodem na to był kpiący uśmiech na ustach blondyna - odpowiedź na ciężkie westchnienie druida.
Gdy czarnowłosy wstał At dalej wodził za nim wzrokiem starając się w miarę swoich możliwości poznać jego zamiary. Udało mu się ustalić tyle, że znajdował się w pomieszczeniu, nie jakoś specjalnie przestronnym, ale ciepłym, a jasna, spora plama chyba była drzwiami wejściowymi. Nie, żeby miał zamiar uciekać. Nie miał jak i dokąd. Tym razem to z jego piersi wydobyło się pełne zrezygnowania westchnienie. Pierwszy raz był tak zależny od kogoś, kogo przecież nie znał. Zawsze starał się mieć kontrolę nad tym co się wokół niego działo, albo przynajmniej jakąś jej ułudę, wrażenie, że da radę sam, że nie będzie zmuszony grać na czyich zasadach. Teraz nawet ta ułuda poszła z dymem. Był tutaj, z obcym mężczyzną, w obcym miejscu i niezdolny do żadnego konstruktywnego działania na własną rękę. Złościło go to solidnie. Tym bardziej, że nie miał pojęcia kiedy ta sytuacja ulegnie zmianie. Nigdy jeszcze nie używał magii aż do tego stopnia i nie tylu rzeczy na raz. Teraz miał zapłacić za to i to solidnie.
Chłopak ułożył się wygodnie, dalej zmęczony i osłabiony. Zrezygnował z wytężania bezużytecznego wzroku i zaczął po prostu nasłuchiwać kroków swojego gospodarza. Tego jak chodził spokojnie i dziwnie lekko jak na swoją posturę, krzątając się po izbie. At słyszał szelest, chyba czegoś suszonego, tak - ziół, poznał to po zapachu, intensywnym, choć nieznanym sobie. Metaliczny dźwięk wydawany przez trącony kociołek, stukot ostrza o drewnianą powierzchnię.
- Co masz zamiar ze mną zrobić? - spytał, bo cisza zwyczajnie mu ciążyła. Nie lubił jej choć ostatnie miesiące musiał do niej aż do bólu przywyknąć.
- Nic - odparł prosto i krótko Nive dalej szykując posiłek. Wciąż nie miał pewności o co chodzi chłopakowi, co takiego się zadziało, że młodzik posądza go tylko o najgorsze.
- Nic? - sapnął rozzłoszczony i zmieszany. Sam nie do końca wiedział co go tak zdenerwowało. - Na tym świecie nie ma nic za darmo i każdy czegoś chce. Tak to już wygląda i nie wciskaj mi bzdur, że tym razem jest inaczej.
- Niczego ci nie wciskam, niczego nie chcę oprócz może odrobiny spokoju i uprzejmości z twojej strony, chłopcze - sapnął druid mając nadzieję, że choć tym razem jego stosunki z blondynem nie pójdą w tę zła stronę kończącą się warczeniem i krzykami.
- Jak ostatni raz byłem uprzejmy to musiałem bardzo szybko uciekać - warknął młodzieniec i szczelniej nakrył się futrem. Wciąż było mu zimno, zupełnie jakby chłód już wniknął w jego kości i rozgościł się tam na dobre. Wszystko go przy tym bolało. Chciał zasnąć, opaść znów w ciemność, gdzie miał trochę spokoju od swojego własnego umęczonego ciała i natłoku myśli. Te zaś nie miały się lepiej niż jego ciało. Nie miał celu, nie mógł nawet sam o siebie chwilowo zadbać. Wszystko szlag jasny trafił.
- Atraviel... - wymamrotał spod okrycia nie siląc się nawet na to, by znów próbować spojrzeć na druida.
- Hm? - Nive odwrócił się do chłopca na chwilę zaprzestając mieszania aromatycznego gulaszu.
- Mam na imię Atraviel, tak na wypadek, gdyby cię to interesowało.
- Nive - przypomniał, na wypadek gdyby młodzieniec o tym zapomniał. Chociaż wątpił, by i tym razem zapamiętał. Imiona są przypisane do twarzy, ulotne z naszej pamięci. Gdy przestaniemy widywać istotę noszącą dane imię zanika, wraz ze słowem, które ją określa. Druid nie spodziewał się, że młodzieniec zostanie na dłużej, gdy tylko jego rany się zasklepią. Doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy tylko nadejdzie moment jego całkowitego wyleczenia, zniknie tak szybko, jak się pojawił. A Nive nawet nie będzie próbował go zatrzymywać.
Wraz ze zniknięciem Atraviela w Puszczy znów nastąpi ład i porządek, po lesie nie będą poruszać się uzbrojeni ludzie, którzy w żaden sposób nie szanują natury. Wyniszczają wszystko to, co spotkają na swojej drodze i nie przejmują się tym, że może być to przydatne, czy w późniejszym czasie nawet uratować życie. Szukają czegoś na czym mogą się wzbogacić, czegoś o czym wiedzą, że zapewni im bogactwo. Tego nie dawały im rośliny
Zamieszał po raz ostatni gulasz, patrząc jak jasnozielone listki zatapiają się i znikają w daniu, tracąc charakterystyczny aromat, jak i smak. Miał nadzieję, że jasnowłosy nie ma nadzwyczajnie wyczulonych zmysłów, które pozwolą wyczuć mu tę odrobinę substancji, która w zwykłym gulaszu znaleźć się nie powinna. Jednak sam nie widział innego sposobu, by doprowadzić do pełnej rekonwalescencji młodzieńca. Nałożył sporą porcję do glinianej miseczki, niezgrabnie zrobionej jak wszystko w tej chacie.
Wcisnął ją do rąk Atravielowi razem z drewnianą łyżką i odszedł na drugi kraniec izby, przygotowując swoją torbę przed wyjściem. Wyjął z niej wszystko to, co było zbędne, zastępując te przedmioty koniecznymi do jego wieczornych eskapad. Obiecał odwiedzić przy okazji kilku faunów i driad, którzy skarżyli się na pewne dolegliwości. Najpewniej wyimaginowane, jednak wolał się ubezpieczyć na wypadek, gdyby faktycznie działo się coś więcej niż zwykła wymówka, by podzielić się z Druidem najnowszymi leśnymi nowinkami. Skupił się na tej czynności bardziej niż powinien, by zająć swoje myśli i odruch zerkania, nad którym nie panował. Gdyby teraz uparcie przyglądał się człowiekowi jak je, mógłby się domyśleć, że dosypane do potrawki zostały zioła z silnymi ubocznymi efektami.
Zwrócił uwagę na Atraviela dopiero wtedy, gdy zawiązał ostatni sznurek torby. Tak jak się spodziewał, nie zwracając zupełnie uwagi na chłopaka, zje posiłek bez żadnych podejrzeń. Podszedł do łóżka i odebrał jasnowłosemu miskę z rąk, odstawiając ją na stolik. Ułożył go w wygodniejszej pozycji i okrył szczelnie, by chłód nie przedostał się pod materiał. Noce były wyjątkowo chłodne, a jego ciało potrzebowało teraz wyjątkowej dawki ciepła, której niestety nie będzie w stanie dostarczyć rozpalony ogień. Musiałby go w nim położyć, by dało to zamierzony efekt.
- Ilsal! - zawołał, nie przejmując się tym, że mógłby zbudzić chłopaka. Porcja ziół, którą mu podał, zapewne będzie trzymać się w jego organiźmie przez długi czas. Może nie obudzić się nawet przez dwa najbliższe dni.
Po chwili u progu chaty pojawił się ogromny wilk, którego srebrzyste futro lśniło przy delikatnym blasku księżyca. Basior spojrzał się na Druida złotymi oczami, w których można było dostrzec pytanie. Jedynie istota, potrafiąca porozumieć się z leśnym życiem, była w stanie ujrzeć to i zrozumieć zawarty w nim sens. Ilsal był jego najlepszym przyjacielem, najwierniejszym towaryszem. Mógł zaufać mu w każdym aspekcie, powierzyć nawet swoje życie i wiedział, że zwierzę nigdy go nie zawiedzie. Spełni każdą prośbę, nie bagatelizując jej, nawet jeśli wyda mu się pozbawiona sensu. Dlatego teraz bez żadnych obaw zawołał go, wiedąc, że i tym razem zrobi to, o co go poprosi.
- Ogrzej go. Noc zapowiada się zimna, a chłopak nie może utracić ciepła. - poprosił, posługując się językiem lasu, niezrozumiałym dla zwykłego przechodnia. W tym momencie cieszył się, że Atraviel szybko zasnął i nie próbował walczyć ze zmęczeniem. Mógłby opacznie zrozumieć słowa Nive i uznać, że ten będzie próbował zrobić mu krzywdę. Działanie ziół było łatwo zniwelować, wystarczyło zrozumieć, że zmęczenie nie jest realne, że jest ono wymuszoną reakcją organizmu.
Wilk kiwnął potężnym łbem ze zrozumieniem i wskoczył zgrabnie na łóżko, zwijając się w kłębek tuż obok chłopaka. Przyglnął do niego bokiem, dzieląc się z nim ciepłem swojego ciała okrytego futrem. Nive nie musiał się już martwić, że chłopak zmarznie, zaziębi się, a czas jego pełnego powrotu zdrowia przedłuży się. Mógł teraz spokojnie wyjść na patrol, zostawiając troski w swojej chacie pod dobrą opieką. Jedyne co mogło być w tym momencie niebezpieczne, to reakcja Atraviela na widok ogromnego wilka, spoczywającego obok niego w łóżku.
Ale tym nie musiał się martwić, przynajmniej na razie. Chłopak był pogrążony w zbyt głębokim śnie. Na niebezpieczne reakcje przyjdzie czas później.
Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, czytając drugi rozdział ,, Kto się czubi, ten się lubi''. Bardzo podoba mi się to, że bohaterowie nie padli sobie od razu w ramiona, wyznając sobie miłość - będą dopiero się poznawać, odkrywać siebie nawzajem do czasu, aż całkowicie siebie rozpracują... Co jest, oczywiście, niemożliwe, dlatego zostaną ze sobą na zawsze :>
OdpowiedzUsuńJedyne co powiem: WOW
OdpowiedzUsuńWiele razy zabierałam się do czytania tego opowiadania i nie udawało mi się to za bardzo. Nie wiem czemu, ale ciągle mi coś przerywało. Teraz przeczytałam to opowiadanie. Bardzo, bardzo mi się podoba. Widzę że wena była na pewno, opowiadanie ma ciekawą treść i bardzo mnie wciągnęło.
~kucykara10